czym można zarazić się w grecji

Zaleca się szczepienia przedeskpozycyjne (czyli zanim doszło do możliwości zakażenia wirusem wścieklizny) osobom, które mogą mieć kontakt z chorymi zwierzętami (weterynarze, myśliwi). Szczepienia przedekspozycyjne powinny też rozważyć te osoby, które wyjeżdżają do krajów, gdzie wścieklizna nie jest rzadką chorobą (np Co powoduje grypę i jak można się zarazić? Wirusy wywołujące grypę. Czynnikiem wywołującym grypę (czynnikiem etiologicznym) jest wirus grypy typu A, B lub C. Epidemiczne zachorowania u ludzi wywołują typy A i B, natomiast wirus typu C odpowiada za łagodne zachorowania sporadyczne i nie powoduje epidemii. Typ A dzieli się na podtypy. Czy można jechać do Grecji? Aktualne obostrzenia w Grecji. Tak, wjazd do Grecji jest możliwy. Zniesiono także nakaz noszenia maseczek. Nadal jednak obowiązuje wymóg zachowania odpowiedniej odległości pomiędzy osobami poruszającymi się w przestrzeni publicznej. nudności i wymioty, dezorientacja, omdlenia. gruźlica mózgu i układu nerwowego. ból brzucha, wodobrzusze, niedrożność jelit, biegunka, wymioty. gruźlica układu pokarmowego. Gruźlica u dzieci daje takie same objawy jak u dorosłych. Leczenie również przebiega w taki sam sposób. Helicobacter pylori wykrywa się przede wszystkim w dalszej części żołądka, określanej jako odźwiernik (łac. pylorus, stąd drugi człon nazwy bakterii), która przechodzi w dwunastnicę. Nieco później wykazano, że Helicobacter pylori może zakażać także inne tkanki, wątrobę lub oko. Naukowcy stwierdzili, że bakteria występuje nonton drama thai hua jai sila sub indo. Kto jest narażony na zarażenie wirusem odry? Dr Paweł Grzesiowski: Ryzyko zarażenia jest największe u osób, które są nieszczepione i nie chorowały w przeszłości, czyli są nieuodpornione. Odporność można zdobyć na dwa sposoby - można być albo zaszczepionym i wtedy wytwarzamy odporność wobec wirusa szczepionkowego, to jest jednocześnie odporność przeciw wirusowi dzikiemu albo zachorowaliśmy na odrę i wtedy po chorobie też mamy odporność tzw. pozakaźną. Trzecia grupa osób to noworodki i niemowlęta, które dostają przeciwciała od matki, jeżeli ona je posiadała. Czy wystarczy zaszczepić się raz w życiu, czy szczepienia trzeba powtarzać, żeby być odpornym na odrę? Każde szczepienie pozostawia ślad w pamięci immunologicznej, to nie jest tak, że osoba, która została zaszczepiona 30 lat temu jest tak samo wrażliwa, jak osoba nieszczepiona w ogóle. Tak nie jest, chociaż ta odporność poszczepienna może być na tyle niska, że ta osoba zaszczepiona zachoruje, tyle tylko, że ta choroba nie będzie miała ciężkiego przebiegu tak, jak wtedy, kiedy jesteśmy w ogóle nieuodpornieni. Dzisiaj wiedza immunologiczna jest taka, że trzeba do pełnej i długoletniej odporności przyjąć dwie dawki szczepionki podanej powyżej 1. roku życia. Co więcej, druga dawka szczepionki powinna być przyjęta, optymalnie, do 15. roku życia. W tej chwili ze względu na sytuację epidemiologiczną nawet przyspieszamy tę drugą serię szczepionki i od stycznia 2019 r. będzie ona podawana w 6. roku życia, dotychczas była w 10. To powtórzenie szczepienia ma dwa cele: po pierwsze, wychwytuje osoby, które nie zareagowały na pierwszą szczepionkę - to jest ok. 2-3 proc. populacji, po drugie wzmacnia pamięć immunologiczną. Powtórny kontakt ze szczepionką, powoduje, że komórek pamięci immunologicznej tworzy się więcej. W jaki sposób można się zarazić odrą i jak szybko rozprzestrzenia się ta choroba? Zarazić się można bardzo łatwo, wystarczy dosłownie kilkanaście cząstek wirusa, żeby wywołać chorobę. Zarażamy się drogą kropelkowo-powietrzną to jest trochę inna droga niż tylko kropelkowa, tzn. można zarazić się również na odległość. W przypadku drogi kropelkowej to 1,5 do 2 metrów od osoby kaszlącej, droga kropelkowo-powietrzna natomiast jest taka, że wirus jest na tyle mały i lekki, że porusza się również z falą powietrza, czyli możemy się zarazić od osoby przebywającej w tym samym autobusie, nie musimy wcale stać obok. Rekordowa liczba zakażonych od jednego chorego wynosi 200 osób. Zakaźność wirusa odry jest o wiele większa niż innych drobnoustrojów i dlatego pierwszymi skutkami zmniejszenia się liczby szczepień, jest właśnie odra. Jest jedną z najbardziej zaraźliwych chorób zakaźnych. Jakie są pierwsze objawy odry? W okresie wylęgania odry, który trwa od 2 do 3 tygodni, nie ma właściwie objawów. Kiedy już wirus namnoży się w drogach oddechowych, bo wnika oczywiście przez układ oddechowy, czyli przez nos i gardło, to występują objawy podobne do grypy, czyli - katar, kaszel, może wystąpić zapalenie spojówek objawiające się światłowstrętem. Dzieci unikają wtedy światła dziennego i to jest też pierwszy symptom, bardzo typowy dla odry. Gdy ktoś zauważy taki objaw u chorego, a jeszcze nie ma wysypki, to już powinno się zapalić żółte światełko, że to może być odra. Po tej pierwszej fazie kataralnej, zaczyna się faza uogólniona, kiedy wirus dostaje się do krwi, z którą dociera do poszczególnych narządów. Przede wszystkim atakuje i uczula komórki odpornościowe, a wynikiem tego uczulenia jest wysypka. Pojawiają się miliony czerwonych punkcików na skórze, które są skutkiem działania pobudzonych limfocytów przez wirusa. Wirus odry działa trochę jak wirus HIV, czyli niszczy komórki odpornościowe. Skutkiem tego jest: po pierwsze, osłabienie odporności, a po drugie wysypka cytotoksyczna. Innym sygnałem ostrzegawczym powinna być wysypka w jamie ustnej. Kiedy zaobserwujemy u siebie czerwone punkciki na podniebieniu miękkim, dziąsłach czy na łukach podniebiennych, także powinna zapalić się u nas lampka ostrzegawcza. Odra, może na tym się zakończyć, czyli po mniej więcej 5-7 dniach wysokiej gorączki, powiększonej wątroby, śledziony, tych wszystkich innych objawów. Niestety, u części osób, w momencie bardzo mocnego ataku wirusa, mogą pojawić się ciężkie uszkodzenia narządów np. wieloogniskowe zapalenie płuc, prowadzące szybko do niewydolności oddechowej. Jakie są jeszcze inne powikłania po odrze? Najczęściej pojawiają się ataki wirusa na inne części układu oddechowego, może wystąpić zapalenie oskrzeli, ucha środkowego czy zatok. Wirus może wywołać także odrowe zapalenie opon rdzeniowych i mózgu, nierzadko kończące się śmiercią. To są powikłania wczesne, oprócz tego występują powikłania późne, czyli choroba minęła, wydaje się, że wracamy do zdrowia, a mniej więcej w drugim - trzecim tygodniu zaczynają się infekcje bakteryjne. To oznaka, że człowiek ma bardzo zniszczoną odporność i rozwijają się różne powikłania bakteryjne - takie jak zapalenie płuc, zapalenie jelita czy sepsę, które mogą skończyć się tragicznie. Występuję jeszcze jedno odległe powikłanie, o czym rzadko się mówi, a mianowicie - podostre stwardniające zapalenie mózgu, które rozwija się kilka do kilkunastu lat po chorobie ostrej. Wirus przedostaje się do mózgu i tam bardzo powoli, ale niestety nieubłaganie niszczy tkankę mózgową i to się kończy zawsze śmiercią. Ta choroba zabijała rocznie kilkadziesiąt osób w Polsce, kiedy nie było szczepień przeciw odrze. To jest bardzo dramatyczna choroba, która przebiega podobnie jak zespół otępienia czy choroba Alzheimera. U zdrowego człowieka, w ciągu kilku miesięcy, rozwija się postępujące kalectwo, które prowadzi do śmierci. W jaki sposób leczona jest odra? Nie ma żadnych leków na odrę, pozostają nam tylko preparaty wspomagające. Lekarze muszą patrzeć bezradnie, jak pacjent sam walczy z infekcją. Można dawać kroplówki, wspomagać oddech, ale nie ma żadnych leków, które zahamowałyby rozwój wirusa, nawet nie ma surowicy odpornościowej. Przy ospie wietrznej czy przy żółtaczce typu B mamy tzw. surowicę odpornościową, w przypadku odry nie mamy takiego preparatu, którym moglibyśmy wspomóc walkę z chorobą. Jeśli występują powikłania to lekarze są w pewnym sensie bezradni. Kiedy możemy mówić o epidemii odry i jakie jest zagrożenie wystąpienia epidemii w Polsce? Mamy dwie definicje epidemii. Jedna, w której liczą się kwestie ilościowe, czyli np. występuje 100 tys. zachorowań na odrę, ta przesłanka w Polsce nie jest spełniona, czyli nie możemy mówić dzisiaj o epidemii w rozumieniu masowości zachorowań. Natomiast występuje również druga definicja epidemii, która mówi o tym, że jest to pojawienie się nawet niedużej liczby przypadków, ale nowej lub powracającej choroby, której już nie było. Tak dzieje się właśnie teraz w Polsce. Dlatego, że jeżeli spojrzymy na aktualne dane polskie to w tym roku będzie 150 czy 200 przypadków, a to już jest wyraźnie więcej niż w poprzednich latach, możemy więc mówić o wzroście zachorowalności. Nie było tylu przypadków przez ostatnie 25 czy 30 lat. Do tej pory występowało rocznie 30-40 przypadków odry, najczęściej u osób niepolskiego pochodzenia, czyli np. były to nieszczepione dzieci z Bułgarii czy Rumunii. Natomiast polskie dzieci nie chorowały, w tej chwili mamy zupełnie nową sytuację, gdzie chorują polskie dzieci, które są niezaszczepione. Kto odpowiada za rozprzestrzenianie się tego wirusa, przede wszystkim osoby z poza Polski czy te nieszczepione w Polsce? W tej chwili to się zmieniło, bo rzeczywiście w przeszłości głównymi "dostawcami wirusa" były osoby z południa Europy, czyli z Bułgarii i Rumunii, w tej chwili to się wyrównało, to znaczy, że osobami zarażającymi są także mieszkańcy innych regionów Europy. Oczywiście, jeżeli spojrzymy na statystki, to najczęściej będą to osoby z Ukrainy, bo tam występuje obecnie ponad 30 tys. przypadków odry, a tych osób przyjeżdżających do Polski jest bardzo dużo. Ale odrę mogą przywieźć do Polski mieszkańcy Grecji, Włoch czy Niemiec, bo tam także występują nowe przypadki. W Niemczech wystąpiło w ostatnim roku tysiąc przypadków zakażeń, we Włoszech 5 tys. To nie są małe liczby. Odra występuje w wielu krajach europejskich, jako powracająca epidemiczne forma, bo w tych krajach wiele osób odmawia szczepień, a zachorowania występują tam, gdzie doszło do obniżenia liczby zaszczepionych osób. Czy możemy sprawdzić swoją odporność na odrę? Tak, oczywiście. Nie jest to sposób idealny, ale na pewno powtarzalny - możemy zmierzyć poziom przeciwciał swoistych dla odry, w tzw. klasie IgG, czyli takich dojrzałych przeciwciał. Takie badanie można zrobić w ciągu pięciu dni w praktycznie każdym laboratorium. Jeżeli mamy tych przeciwciał odpowiednio dużo, jest szansa, że jesteśmy chronieni, co nie oznacza, że nie możemy zachorować w ogóle, natomiast z całą pewnością posiadanie tych przeciwciał mówi o tym, że mamy siły odpornościowe, które pozwolą nam taki zwykły kontakt z odrą przeżyć bez choroby. Czy jeżeli nie mamy odpowiedniej ilości przeciwciał – można i warto się zaszczepić? Tak, jeśli poziom przeciwciał jest bardzo niski, warto przyjąć jedną dawkę szczepionki. Ale można również przyjąć, że każda osoba, która w przeszłości otrzymała tylko jedną dawkę szczepionki przeciw odrze, powinna uzupełnić odporność poprzez przyjęcie drugiej dawki - obecnie mamy powszechnie dostępną szczepionkę skojarzoną przeciw odrze, różyczce i śwince, która doskonale nadaje się do tego celu. Rozmawiała Katarzyna Krzykowska Naszej czytelniczce test wykonano po przylocie do Grecji. Po dwóch dniach okazało się, że jest chora Przed otrzymaniem informacji o pozytywnym wyniku, swobodnie korzystała z hotelu i plaży. Nikt nie wymagał od niej innego zachowania Siostrze pani Anny nie zrobiono testu na COVID-19, ale uznano, że jest "negatywna" Polki spędziły 14-dniową kwarantannę w specjalnym, covidowym hotelu. - Sam pobyt był tragiczny - podsumowuje czytelniczka i dodaje, że choć porcje były spore, to posiłki były niezjadliwe Po odbyciu kwarantanny nikt nie zbadał stanu zdrowia Polek. - Zwyczajnie opuściłyśmy pokój i wyszłyśmy z hotelu - podsumowuje pani Anna Więcej takich tematów znajdziesz na stronie głównej Jak informuje nasza czytelniczka, 26 września przyleciała z Polski do Grecji (a dokładniej na Kretę). Wycieczkę last minute kupiła w jednym z dużych biur podróży. Pobyt w mieście Hersonissos miał trwać siedem dni i obejmować wyżywienie all-inclusive. Zobacz także Jak obecnie wygląda wycieczka z biurem? Polecieliśmy na all inclusive do Grecji Po przylocie - na lotnisku w Heraklionie - każdy z Polaków miał sprawdzany przez policjanta obowiązkowy kod QR. - Cyfra na początku numeru seryjnego kodu decydowała, czy dana osoba ma być poddana testowi na obecność koronawirusa, czy nie. Ja miałam cyfrę siedem - a to oznaczało, że muszę mieć zrobiony test, a moja siostra miała cyfrę cztery - co z kolei oznaczało, że nie podlega badaniu - tłumaczy pani Anna. Po pobraniu wymazu z gardła lekarz nie poinformował o konieczności izolacji czy pozostania w hotelu. - Dlatego po przyjeździe na miejsce normalnie poruszałam się po hotelu oraz byłam na plaży - dodaje kobieta. "Przez dwa dni normalnie chodziłam po hotelu" Następnego dnia Polkę poinformowano telefonicznie, że wynik jej testu niestety jest pozytywny. Pani Anna była dość zaskoczona, bo nie miała żadnych objawów chorobowych. Razem z siostrą wróciły z plaży do hotelu, gdzie menedżer obiektu kazał im udać się do pokoju i poczekać na przyjazd lekarza. - Przeprowadzono nam standardowe badanie - zmierzono gorączkę i ciśnienie oraz zaglądnięto do gardła. Obydwie nie miałyśmy ani gorączki, ani innych objawów. Mojej siostrze nie zrobiono żadnego testu - co było kolejnym absurdem - ponieważ mogła zarazić się ode mnie. Poinformowano nas, że jest taka możliwość, ale wykonanie takiego badania kosztowałoby nas 150 euro - relacjonuje nasza czytelniczka. Kwarantannę czas zacząć Po badaniach kobiety przewieziono specjalnym transportem do hotelu dla covidowców, czyli Serenity Blue Boutique Hotel. - Oczywiście samochód podjechał po nas od tyłu, aby przypadkiem nikt się nie dowiedział, że ktoś jest zarażony. Pozostali goście nie zostali skierowani na kwarantannę, a przypominam, że przez dwa dni normalnie chodziłam po hotelu, więc również ich i obsługę mogłam zarazić - dodaje pani Anna. Zobacz także Grecja to nie tylko Kreta i Santorini. Tutaj odpoczniesz z dala od tłumów Co ciekawe, mimo tego, że siostra pani Anny nie miała zrobionego testu, to uznano ją za przypadek negatywny. Turystki miały do wyboru albo być razem w pokoju przez 14 dni, albo przechodzić kwarantannę osobo, dzięki czemu siostra naszej czytelniczki - nie wiedząc, czy jest chora, czy nie - mogłaby wrócić do Polski po siedmiu dniach. - Wybrałyśmy wspólny pokój, aby jakoś przetrwać okres 14 dni kwarantanny - podsumowuje kobieta. Jak relacjonuje nasza czytelniczka, po przyjeździe do hotelu mężczyzna z obsługi przeprowadził prowizoryczną dezynfekcję bagaży. - Wziął spryskiwacz i popsikał w dwóch miejscach bagaże, po czym kazał nam je wziąć i zaprowadził do pokoju - tłumaczy i dodaje, że hotel co prawda był 3-gwiazdkowy, ale w dobrym standardzie - pokój był wystarczająco duży, łazienka też, tylko balkon był dość mały. "Strona grecka okazała się bardziej wyrozumiała niż polska" Przez kolejne dni kobiety próbowały dowiedzieć się od biura podróży oraz ubezpieczyciela, ile będzie trwać ich kwarantanna i kiedy będą mogły wrócić do Polski - niestety nikt nie był w stanie im pomóc. Jak tłumaczy pani Anna, biuro poinformowało, że może kontaktować się jedynie z hotelem, gdzie miały wykupiony pobyt, a ubezpieczyciel ciągle wyznaczał do ich sprawy nowe osoby. Choć pracownicy biura i firmy ubezpieczeniowej kontaktowali się z kobietami codziennie, to uważają one, że była to czysta biurokracja mająca na celu "odhaczenie" wykonania telefonu. - Za każdym razem musiałyśmy podawać swoje dane, mówić, czego dotyczy sprawa. Kazano nam samym się dowiedzieć co i jak, a później dać im znać. Ubezpieczyciel był odpowiedzialny tylko za zorganizowanie lotu powrotnego oraz taksówki z i na lotnisko - relacjonuje. Kobiety kontaktowały się nawet z sanepidem i polskim konsulatem w Grecji, ale nadal nikt nie był w stanie im pomóc. Rozmowy z obsługą hotelu były utrudnione, bo nie mówiła ona po angielsku. Dopiero kiedy udało się im dotrzeć do menedżerki hotelu, dowiedziały się, że kwarantanna ma trwać 14 dni i jest liczona od dnia przylotu, czyli dnia wykonania testu. Mimo tego kobiety były zapewniane, że mogą hotel opuścić już 9 października, więc po 13 dniach izolacji. - Biorąc pod uwagę udzieloną nam pomoc, strona grecka okazała się bardziej wyrozumiała niż polska. Szczególnie po ludzku zachowała się i bardzo pomogła Greczynka z prywatnej kliniki, z której został wysłany do nas lekarz w dniu, gdy okazało się, że mam pozytywny wynik testu. Dzięki niej otrzymałyśmy zaświadczenie od lekarza potrzebne nam do pracy jako dowód na odbywaną kwarantannę - mówi pani Anna. Kwarantanna w Grecji. "Pobyt w hotelu był tragiczny" Jak mówi nasza czytelniczka, sam pobyt w hotelu był tragiczny. Codziennie serwowano trzy posiłki, a gościom przysługiwała jedna kawa bez mleka. Dania - choć sporej wielkości - zwykle były zimne i wręcz niejadalne. Co więcej, przerwy między obiadem a kolacją wynosiły czasami nawet osiem godzin, podczas których nie przysługiwały żadne przekąski zapewniane w opcji all-inclusive, którą kobiety wykupiły. Część posiłków, które dostawały Polki - Obsługa nie mówiła w ogóle po angielsku. Bardzo często było słychać w całym hotelu, jak poszczególne osoby awanturują się między sobą. Niektórzy nie dostosowywali się do zaleceń - nie zostawiali jedzenia pod drzwiami, a podawali je do rąk nie mając maseczek - relacjonuje pani Anna i dodaje, że pracownik, który dezynfekował ich bagaże, zapewniał, że w razie potrzeby będzie robił im zakupy, kiedy tylko będą tego potrzebować. Zobacz także Apokalipsa Bergamo oczami mieszkańców. "Widzieliśmy za dużo śmierci w jednym momencie" Podczas pobytu okazało się, że zakupy owszem robił, ale domagał się napiwków i próbował od kobiet wyłudzać pieniądze. - Potrafił przychodzić po kilka razy i komentował, że robi nam zakupy, a my proponujemy mu śmieszne pieniądze, bo powiedziałyśmy, żeby wziął sobie resztę z zakupów. W końcu, aby poszedł spod naszego pokoju, dałyśmy mu pięć euro - opowiada czytelniczka i dodaje, że kiedy z siostrą zamówiły do hotelu pizzę, spotkały je podobne problemy. - W trakcie roznoszenia kolacji zapytałyśmy tego samego pracownika, czy mógłby odebrać pizzę z recepcji. My nie mogłyśmy opuścić pokoju ani nawet wyjść na korytarz. Pracownik oczywiście wdał się z nami w dyskusję, zaczął nas obwiniać, że on tu jest sam, a my mu dodajemy roboty, jakby była to nasza wina - mówi pani Anna. - Wręczyłam mu pieniądze w gotówce. Po 10 minutach zszedł i odebrał pizzę. Zachowywał się bardzo dziwnie. Nasza sąsiadka z pokoju obok mówiła, że czuła od niego alkohol. Gdy przyniósł nam jedzenie, to grzecznie mu podziękowałam. Nagle zaczął do mnie krzyczeć, że mam mu dać pieniądze, bo przecież za nas zapłacił. Zdezorientowana powtórzyłam mu kilkukrotnie, że dałam mu gotówkę wcześniej. Zaczął wyciągać wszystko z kieszeni, 10 euro nagle wypadło mu i wpadło do jedzenia, które przyniósł na kolację. Ostatecznie je znalazł i sobie poszedł. Jego dziwne zachowanie wskazywało na to, jakby faktycznie był pod wpływem alkoholu - relacjonuje kobieta. Kwarantanna pełna nieporozumień Pod koniec pobytu pani Anna skontaktowała się z menedżerką, aby potwierdzić datę opuszczenia hotelu. Jak się okazało, miał być to jednak 10, a nie 9 października. - Przypomniałam jej naszą wcześniejszą rozmowę, w czasie której zapewniała mnie, że 9 października to nasz ostatni dzień kwarantanny. Zarzuciła mi, że to była tylko przysługa z jej strony, a normalnie miałyśmy opuścić hotel 10 października. W efekcie zadzwoniła do jednostki rządowej, która nie pozwoliła na nasze szybsze, jednodniowe opuszczenie hotelu. Tym samym do ostatniej chwili przed wylotem byłyśmy w zamknięciu - relacjonuje nasza czytelniczka. "Jedna wielka pomyłka" Jak podsumowuje pani Anna, cała kwarantanna to dla niej jedna wielka pomyłka i strata nerwów. - Tak naprawdę wszystko musiałyśmy sobie załatwiać same. Nikt szczerze nie interesował co się z nami dzieje. Obsługa na poziomie niższym niż dno, jedzenie jeszcze gorsze, a liczba nieporozumień i konfliktów przechodziła ludzkie pojęcie - mówi kobieta. Zobacz także Polka opowiada, jak wygląda rejs luksusowym statkiem w czasie pandemii - Zdaje sobie sprawę, że niektóre z tych sytuacji mogą się wydawać dla kogoś przesadą, ktoś powie, że robię z igły widły. Jednak nie będąc w tym samym miejscu i czasie oraz nie przeżywając tego, co ja z moją siostrą, nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić jakie to więzienie, przede wszystkim psychiczne - podsumowuje pani Anna i dodaje, że przez cały pobyt nikt nie zainteresował się jej siostrą i nie zrobił jej testu oraz nie zbadał kobiet ponownie po zakończonej kwarantannie. - Zwyczajnie opuściłyśmy pokój i wyszłyśmy z hotelu - kwituje czytelniczka. Grecja to jeden z ulubionych kierunków Polaków. Antyczne zabytki, gwarantowana wysoka temperatura powietrza i wody to klucz do udanego wypoczynku. Rząd grecki od dawna zapowiadał otwarcie kraju na turystkę zagraniczną. Sprawdzamy, czy potrzebny jest test do Grecji i jakie panują tam obostrzenia. Od 14 maja Grecja znosi kwarantannę i podróżni z Polski i innych krajów UE muszą tylko posiadać negatywny wynik testu PCR w kierunku Covid-19, wykonany nie później niż 72 godziny przed przybyciem. Test ten jest obowiązkowy dla wszystkich turystów (w tym dzieci powyżej 5 roku życia), niezależnie od sytuacji epidemiologicznej w kraju wyjazdu. Czy zaszczepieni muszą mieć test? Nie. Jeśli od pełnego zaszczepienia upłynęło 14 dni i mamy świadectwo szczepienie. Dopuszczalne szczepionki to: Pfizer BioNtech, Moderna, Astra Zeneca / Oxford, Novavax, Johnson + Johnson / Janssen, Sinovac Biotech, Gamaleya (Sputnik), Cansino Biologics, Sinopharm. Zaświadczenie musi zawierać pełne dane, tj. imię i nazwisko, liczbę dawek oraz odpowiadające im daty. Dokument musi być sporządzony w języku: greckim, angielskim, niemieckim, francuskim, włoskim, hiszpańskim albo rosyjskim. Czy ozdrowieńcy muszą robić test? Nie, jeśli wyzdrowieliśmy z COVID w ciągu ostatnich 9 miesięcy. Trzeba wtedy zdobyć zaświadczenie o pozytywnym wyniku testu molekularnego PCR, potwierdzające, że posiadacz wyzdrowiał z zakażenia wirusem SARS-CoV-2, wykonanego co najmniej 2 miesiące przed przybyciem, ale nie później niż 9 miesięcy. Uwaga na wyrywkowe testy na lotnisku Grecja zastrzega sobie pobieranie próbek do testów antygenowych RAPID od losowo wybranych osób. Tych, co nie wyrażą zgody na test, służby graniczne mają prawo nie wpuścić do kraju. Gdy okaże się, że mamy wynik pozytywny, zostaniemy umieszczeni w hotelu na kwarantannie i jeszcze raz nas przetestują, aby potwierdzić zakażenie wirusem. Izolacja trwa 10 dni, a koszty zakwaterowania w hotelach pokrywa państwo greckie. Obowiązek rejestracji PLF i kod QR Przed wylotem (najpóźniej 24 godziny przed odprawą) koniecznie musimy wypełnić formularz PLF i wygenerować kod QR. Kod należy wydrukować lub zapisać w formie elektronicznej, by służby graniczne mogły go zeskanować. W formularzu PLF trzeba podać adres pobytu w Grecji lub plan podróży na najbliższe 7 dni. Swój kod QR musi mieć każdy podróżny, w tym każde dziecko. PLF można znaleźć w aplikacji Visit Greece i na stronie A co z połączeniami promowymi? Od 14 maja Grecja zniosła kwarantannę dla pasażerów przybywających promem do portów Patra, Igoumenitsa i Korfu. Niestety połączenia morskie z Albanią i Turcją nadal są ograniczone. Czy granice lądowe są otwarte? Czynne są przejścia graniczne z Bułgarią w miejscowościach Promachonas i Nymphaio (Nymphaea) oraz z Północną Macedonią w miejscowości Evzoni. Jakie są restrykcje w Grecjii? W Grecji jest nadal obowiązek noszenia niemedycznych masek w pomieszczeniach i na zewnątrz. Za nieprzestrzeganie tego obowiązku grozi kara grzywny w wysokości od 300 EUR. Na terenie całego kraju obowiązuje zakaz przemieszczania się od 23:00 do 5:00. Restauracje są czynne, ale można zjeść tylko na zewnątrz, wyjątkiem są restauracje, bary i kawiarnie działające w hotelach i obsługujące wyłącznie swoich gości. Jeśli czekacie na stolik, musicie mieć na twarzy maskę. Przy jednym stoliku może siedzieć maksymalnie 6 osób. Jeśli planujecie wakacje w Grecji, polecamy sprawdzać aktualne informacje na stronie Zobacz także: Top 15 Plaż Grecji, najładniejsze i najlepsze! Którą plażę wybrać? TOP 11. Jaką grecką wyspę wybrać? Która najładniejsza? Która bezpieczna? Czy w Grecji są rekiny? Czy rekiny są w morzu i atakują? Zobacz także „Cholera w Grecji, dezynteria w Wiedniu, pasożyty...”. Czy powinniśmy się bać? - Są już przecież objawy pojawienia się chorób bardzo niebezpiecznych i dawno niewidzianych w Europie - powiedział Jarosław Kaczyński i wywołał burzę, a u niektórych strach. - Są już przecież objawy pojawienia się chorób bardzo niebezpiecznych i dawno niewidzianych w Europie - powiedział Jarosław Kaczyński i wywołał burzę, a u niektórych strach. - Są już przecież objawy pojawienia się chorób bardzo niebezpiecznych i dawno niewidzianych w Europie: cholera na wyspach greckich, dyzenteria w Wiedniu, niektórzy mówią o jeszcze innych, jeszcze cięższych chorobach. No i są pewne przecież różnice związane z geografią - różnego rodzaju pasożyty, pierwotniaki, które nie są groźne w organizmach tych ludzi, mogą tutaj być groźne. To nie oznacza, żeby kogoś dyskryminować, ale sprawdzić trzeba. Sprawdzić trzeba, dlatego minister zdrowia powinien wyjaśnić jak w tej chwili naprawdę to wygląda, bo z tego co my wiemy, z tego, co wiedzą nasi działacze (...) to to wygląda bardzo niedobrze - powiedział o uchodźcach prezes PiS Jarosław Kaczyński. My sprawdziliśmy, czy migracje powiązane są z chorobami zakaźnymi w Europie. Według WHO nie ma danych potwierdzających tę zależność. Wyczerpani podróżą migranci z obszarów dotkniętych wojną narażeni są na choroby związane z brakiem higieny i wody, w szczególności na odrę. Jednak ryzyko przywozu rzadkich i egzotycznych schorzeń, jak ebola czy MERS jest ekstremalnie niskie. Doświadczenie pokazało, że jest ono większe w przypadku regularnie podróżujących turystów i pracowników służby Polski ma trafić około 7 tys. uchodźców. Zgodnie z rozporządzeniem podpisanym we wrześniu br. przez ministra zdrowia, cudzoziemcowi z chorobą zakaźną będzie można odmówić wjazdu do woli lataćWedług danych WHO z 1 lipca 2015 r., ogółem na świecie odnotowano 1357 potwierdzonych laboratoryjnie przypadków zakażenia MERS-CoV, w tym co najmniej 486 śmiertelnych. Terenem endemicznego występowania wirusa są w szczególności Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Jordania, Katar, Oman, Iran, a także Egipt, Sudan i Somalia. – Uchodźcy z Syrii przez to, że ich podróż do kraju docelowego trwa długo, przechodzą swoistą kwarantannę. Jeśli chodzi o MERS, to większe ryzyko stanowi osoba lecąca pierwszą klasą samolotem z Afryki, niż przebywający długotrwałą podróż uchodźca – mówi Jan Bondar rzecznik GIS. Według WHO, ryzyko większej epidemii MERS w krajach UE uważa się za małe, ale jej pojawienie się w Korei Płd. na początku lata pokazuje, że nie może być powinien bać się polio?Spośród zgłoszonych przez władze Syrii w 2013 r. 22 przypadków ostrego porażenia wiotkiego, badania wykazały obecność dzikiego wirusa polio typu 1 (WPV1) w 17 przypadkach. Wówczas WHO ustaliła, że wobec wzrostu liczby przypadków poliomyelitis na świecie oraz stwierdzenia krążenia wirusa wśród obywateli krajów położonych blisko Europy, istnieje wysokie ryzyko zawleczenia go do krajów UE. Na terenie Unii ostatni przypadek poliomyelitis miał miejsce w Holandii w latach 1992 – 1993, ostatni zaś przypadek zawleczenia do Europy wirusa odnotowano w 2002 r. wśród dzieci Romów na terenie Bułgarii oraz w Mirosław J. Wysocki, konsultant krajowy w dziedzinie zdrowia publicznego przypomina jednak, że zachorowania wystąpiły znacznie bliżej, bo na Ukrainie. W tym roku odnotowano dwa przypadki u dziesięciomiesięcznego i czteroletniego dziecka. – Niestety, obawiać się mogą rodzice, którzy nie szczepią swoich pociech. W Polsce dotyczy to 5 proc. dzieci – przypomina prof. i HIVWedług WHO, ryzyko rozwoju gruźlicy wśród imigrantów zależy od występowania tej choroby w ich kraju ojczystym. Dużą rolę odgrywa zakaźność bakterii i to, jak długo imigranci oddychali tym samym powietrzem. Ważny jest sposób, w jaki dotarli do Europy – im mniej wentylowane pomieszczenie, w którym przebywali, tym większe ryzyko infekcji. Częstość występowania gruźlicy w Syrii wynosi 17 nowych przypadków na 100 tys. ludności, a w Europie wciąż stanowią 35 proc. nowych przypadków zakażenia wirusem HIV w UE. Jest jednak coraz więcej dowodów, że niektórzy z nich zarażają się po przybyciu do Europy. Problemem może być też istniejące w wielu krajach rozwijających się zagrożenie wirusowym zapaleniem wątroby, które wraz z napływem uchodźców z bardzo endemicznych regionów może obciążyć kłopoty zdrowotne uchodźców to rany, poparzenia, trauma psychiczna, choroby układu krążenia, cukrzyca, nadciśnienie często zaostrzone przez brak leczenia w podróży. Częstszym problemem jest przeziębienie i ostra infekcja układu oddechowego z powodu zimna, braku adekwatnego ubioru i możliwości wysuszenia ubrań oraz biegunka występująca w związku z niskim poziomem higieny osobistej. Mogą też pojawiać się odra i uspokajaRzecznik prasowy GIS Jan Bondar podkreśla, że choć istnieje potencjalne ryzyko pojawienia się wraz z uchodźcami chorób zakaźnych, to jest ono niewielkie. Polska przyjęła do tej pory 80 tysięcy uchodźców z Czeczenii. Mamy więc w tym względzie pewne doświadczenie. W Polsce znajduje się 12 ośrodków dla uchodźców. W przypadku przesiedleń Syryjczyków z Libanu Urząd do Spraw Cudzoziemców zakłada badania pod kątem epidemiologicznym jeszcze na miejscu w Libanie. Opieka medyczna w polskich ośrodkach jest koordynowana na zlecenie Urzędu przez spółkę Petra Medica. Na terenie każdego ośrodka znajduje się ambulatorium medyczne, w ramach którego funkcjonuje poradnia lekarza chorób wewnętrznych lub medycyny rodzinnej, pediatry oraz gabinet zabiegowy z punktem pobrań i szczepień. Filtry sanitarno-epidemiologiczneW polskich ośrodkach w ramach tzw. filtrów sanitarno-epidemiologicznych przeprowadza się wywiad z ankietą, badanie lekarskie i laboratoryjne krwi i moczu ( w kierunku wirusowego zapalenia wątroby B i C, nosicielstwa wirusa HIV, oraz pozytywnych (+) odczynów kiłowych (VDRL) oraz badanie RTG klatki piersiowej. Pozwala to na wykonanie wstępnej weryfikacji każdej osoby ubiegającej się o nadanie statusu uchodźcy na terenie UE. Petra Medica twierdzi, że przyjęcie kolejnych grup cudzoziemców z Syrii nie stanowi wyzwania, a jedynie konieczność zwiększenia liczby lekarzy i pielęgniarek oraz wydłużenie czasu pracy personelu, co zostało przewidziane w realizowanej przez nich umowie. Dzieci uchodźców po przejściu przez wstępną procedurę w ramach filtra sanitarno-epidemiologicznego automatycznie włączane są do programu obowiązkowych szczepień ochronnych. Petra Medica informuje jednak, że niejednokrotnie napotyka trudności, gdyż rodzice odmawiają szczepienia swoich dzieci z powodów etnicznych, wyznaniowych lub innych. Personel medyczny spółki jest przeszkolony w zakresie objawów i przebiegu MERS. Źródło: „Służba Zdrowia” 10/2015/ "Nie było ponoć żadnego lekarstwa, którego zastosowanie zapewniałoby powrót do zdrowia; to bowiem, co pomagało jednym, szkodziło drugim” – relacjonował Tukidydes Choć opis, pozostawiony przez starożytnego historyka, jest bardzo dokładny, historycy do dzisiaj spierają się, czy możemy określić, jaka dokładnie choroba zdziesiątkowała grecką metropolię Po odkryciu w 1976 r. wirusa Ebola także jego podejrzewano o wywołanie starożytnej epidemii W 431 r. przed naszą erą Ateny były prawdziwym morskim imperium. Za pośrednictwem Związku Morskiego kontrolowały niemal cały obszar Morza Egejskiego. Dzięki spływającym od sojuszników związkowym składkom i okrętom miasto stało się militarną potęgą. Ateńczycy liczyli na to, że niedługo staną się także panami całej Grecji. W tym właśnie celu rozpętali wojnę z naczelnym rywalem, Spartą. Ledwie jednak konflikt nabrał rozpędu, a miasto-państwo zmuszone było zmierzyć się z innym, zupełnie nieoczekiwanym, ale za to śmiertelnie groźnym wrogiem – epidemią. Przybyła z Etiopii Choroba dała o sobie znać prawdopodobnie w roku 430 Historyk Tukidydes, który był świadkiem tych wydarzeń, a nawet sam zmagał się z tajemniczą dolegliwością, podejrzewał, że do Grecji trafiła ona z Etiopii, przemieściwszy się przez Egipt i Libię. Zaatakowała wiele greckich miast, ale to w Attyce – i przede wszystkim w jej centrum, Atenach – wyrządziła największe szkody. Trudno się temu dziwić. Miasto, składające się z 10 tys. domów i mające – jak się szacuje – około 100 tys. mieszkańców, w tym czasie było jeszcze bardziej zatłoczone, niż zwykle. Akropol na obrazie Lea von Klenze Ponieważ Spartanie najechali na Attykę, większość ludności z okolicznych osiedli przeniosła się do stolicy. Czekano tam, aż wojska ateńskie poradzą sobie z przeciwnikiem. W warunkach przeludnienia tajemniczy wirus miał jednak ułatwione zadanie. Zwłaszcza, że – jeśli wierzyć Tukidydesowi – zarazić można było się bardzo szybko. „Zaraza ta przewyższała wszystko, co się da opisać. Wybuchała z niebywałą siłą” – pisał później w Wojnie peloponeskiej. „Zaczynając od głowy, przechodziła przez całe ciało…” Gdy ktoś już zachorował, oznaczało to niemal wyrok śmierci. „Nie było też ponoć żadnego lekarstwa, którego zastosowanie zapewniałoby powrót do zdrowia; to bowiem, co pomagało jednym, szkodziło drugim” – relacjonował Tukidydes. – „Obojętne też było, czy ktoś miał konstytucję fizyczną silną, czy słabą; wszystkich kosiła ta zaraza na równi, nawet tych, których leczono wszelkimi środkami”. Zaraza atakowała nagle. Zaczynała się od wysokiej gorączki i pieczenia oczu. Następnie „jama ustna i język nabiegały krwią”; choremu coraz trudniej było też oddychać. Później pojawiały się uciążliwy kaszel, nudności i wymioty, a u niektórych także silna czkawka. Przy tym, jak opowiadał Tukidydes: Ciało chorego przy dotknięciu nie wydawało się zbyt rozpalone; nie było także blade, lecz zaczerwienione, sine i pokryte pęcherzykami i wrzodami; wewnątrz zaś chory był tak rozpalony, że nie mógł znieść nawet najlżejszego odzienia ani najdelikatniejszego nakrycia, lecz chciał leżeć nago, a najchętniej rzuciłby się do zimnej wody. Foto: fot. domena publiczna Zaraza zdziesiątkowała ludność Aten Ta wewnętrzna gorączka prowadziła w końcu do śmierci: większość nieszczęśników umierała w siódmym lub dziewiątym dniu choroby. Ci, którzy przetrwali ten okres, też nie mogli jeszcze mówić o sukcesie. „Jeśli ten dzień przetrzymali, umierali później z osłabienia, kiedy choroba zaatakowała podbrzusze wywołując silne ropienie i nieustanną biegunkę” – zanotował Tukidydes. Historyk dodawał, że generalnie choroba, choć zaczynała się od głowy, przechodziła przez całe ciało. Na pełne wyzdrowienie niemal nie można było liczyć. Jeśli komuś udało się przetrzymać najgorsze, to jednak pozostawały ślady: choroba rzucała się bowiem na genitalia, na palce rąk i nóg i powodowała utratę tych części ciała, u niektórych także i oczu. Zdarzało się, że ludzie natychmiast po wyzdrowieniu tracili pamięć, nie zdawali sobie sprawy, kim są, i nie poznawali swych krewnych. Tyfus, dżuma, a może ebola? Choć opis, pozostawiony przez starożytnego historyka, jest bardzo dokładny, historycy do dzisiaj spierają się, czy możemy określić, jaka dokładnie choroba zdziesiątkowała grecką metropolię. Proponowano najróżniejsze rozwiązania: tyfus, dżumę płucną lub dymieniczą, szkarlatynę, grypę, ospę lub nawet dengę. Po odkryciu w 1976 r. wirusa Ebola także jego podejrzewano o wywołanie starożytnej epidemii. Foto: Alonzo Chappe / fot. domena publiczna Wśród ofiar zarazy znalazł się między innymi Perykles Wszystko to jedynie domysły – prawdy, być może, nie poznamy nigdy. Nie można wykluczyć, że chodziło o kilka chorób naraz. Możliwe też, że wirus czy bakteria, które ją wywoływały, przetrwały do dzisiejszych czasów, ale uległy kolejnym mutacjom, które znacząco zmieniły ich działanie. Możemy jednak wyobrazić sobie, jaka była skala epidemii. Profesorka filologii klasycznej i historii z Nowego Jorku, Jennifer Tolbert Roberts, opowiada: [Choroba] nie tylko spowodowała nieopisaną nędzę, kiedy trwała; drastycznie obniżyła też liczbę dostępnych walczących obywateli. Zmarło 4400 hoplitów i 30 kawalerzystów. Wyprawa zbrojna, wysłana do Potidai też uległa chorobie: 1050 z 4000 wysłanych ludzi zmarło z jej powodu (…). Trauma była tak wielka, że ci, którzy przeżyli, po prostu nie mogli się otrząsnąć. Zniknęło nagle między jedną czwartą a jedną trzecią populacji: matki, ojcowie, dzieci, bracia, siostry, uwielbiani przyjaciele. Chaos i bezprawie Niewątpliwie skutki zarazy dla Aten były straszliwe. Wśród ofiar znalazł się miedzy innymi wybitny ateński polityk, Perykles. Tukidydes opisywał, że epidemia doprowadziła do całkowitego rozprzężenia obyczajów. Kto mógł, używał życia. Ludzie, zagrożeni śmiercią na każdym kroku, nie cofali się przed niczym: „Z pogwałcenia zaś praw ludzkich nikt sobie nic nie robił, bo nikt nie był pewien, czy doczeka wymiaru sprawiedliwości”. Foto: fot. domena publiczna Epizod z końcówki wojny peloponeskiej. Powrót Alkibiadesa do Aten w 407 r. Ciała często pozostawiano bez pochówku – i to w społeczeństwie, w którym odpowiedni pogrzeb był uważany za jeden z najważniejszych obowiązków. Nawet chorych pozostawiano nieraz bez opieki ze strachu, by się nie zarazić. W religijnym dotychczas mieście przestano też zwracać uwagę na bogów. Zwłaszcza, że jednego z nich – a mianowicie Apolla – uważano za źródło zarazy. Grecy wierzyli bowiem, że delficki bóg pokazał im w ten sposób, że w wojnie peloponeskiej stoi po stronie Sparty. Wojna przegrana przez… chorobę? Hans Zinsser, badacz historii epidemii, uważa, że zaraza mogła wpłynąć wręcz na losy całej wojny. Jak przekonuje, „była jednym z głównych powodów, dla których armie ateńskie za radą Peryklesa nie próbowały wyprzeć plądrujących Attykę Lacedemończyków”. Poza tym: Peloponezyjczycy w pośpiechu opuścili Attykę, nie z powodu strachu przed Ateńczykami, zamkniętymi w miastach, ale w obawie przed chorobą. W tym samym czasie epidemia podążyła za ateńską flotą, która atakowała peloponeskie wybrzeże, i uniemożliwiła osiągnięcie celów, dla których wyprawę zorganizowano. Możliwe więc, że zaraza wpłynęła na zmagania między dwiema konkurującymi ze sobą potęgami, zarówno jeśli chodzi o ich trwanie, jak i zmienność szczęścia na wojnie, równając się w tym względzie z jakimkolwiek dowództwem czy siłą zbrojną. Na pewno zaraza przyczyniła się do tego, że Ateńczycy musieli pożegnać się z nadzieją na szybkie zwycięstwo. A w kolejne lata wojny – która przeciągnęła się aż do 404 – wkraczali bardzo osłabieni. Zainteresował Cię ten artykuł? Na łamach portalu przeczytasz również o tym, ile w starożytnej Grecji zarabiały prostytutki. Anna Winkler – doktor nauk społecznych, filozofka i politolożka. Zajmuje się przede wszystkim losami radykalizmu społecznego. Interesuje się historią najnowszą, historią rewolucji i historią miast, a także kobiecymi nurtami historii. Chętnie poznaje dzieje kultur pozaeuropejskich. (pc)

czym można zarazić się w grecji